Drukuj
Szczerze powiedziawszy patrząc na Lilę ciężko było uwierzyć, że się jej uda. Sunia była na prawdę na skraju , ale była na tyle silna że podjęła walkę. Po mimo tego iż fizycznie była bardzo słaba, to jej duch walczył zaciekle. Po kilku dniach zaczęło się wszystko powoli układać. Stopniowo ustawała biegunka, później wymioty, zaczęła odzyskiwać siłę co w praktyce oznaczało, że próbowała wstawać , nie przewracała się kiedy się ją stawiało na nóżki. Nieraz dało się zauważyć, że Lila zmienia kąty w klatce. Powoli zaczęła na nowo żyć. Z czasem zaczęła nawet pokazywać nam swoimi ząbkami iż nie podobają się jej leki podawane w zastrzykach. Paradoksalnie bardzo nas ta reakcja cieszyła , gdyż oznaczało to że czuje się lepiej i pokazuje nam to na wszystkie możliwe sposoby. Chociaż powolutku zaczęło się wszystko układać to pozostał jeden duży problem. W związku z tym, że od bardzo dawna suczka nic nie jadła, a jak już udało się jej coś zjeść to wiązało się to wymiotami bądź bolesnością , u małej rozwinął się jadłowstręt. Stopniowo jest karmiona specjalnymi preparatami dla rekonwalescentów , papką podawaną strzykawką , jednak każda próba nakarmienia jej to istna walka. Suczka na widok strzykawki czy też miski z  jedzeniem natychmiast próbuje się schować, odwraca głowę. Próby zwiększenia porcji kończą się natychmiastowym odruchem wymiotnym. Wszystko to spowodowane jest jadłowstrętem pochodzenia psychicznego co oznacza, że maleńka boi się jedzenia dlatego że zbyt długo pobieranie pożywienia wiązało się z bólem, dyskomfortem, złym samopoczuciem. Dlatego też teraz trzeba zrobić wszystko aby przełamać ten strach, co na prawdę łatwe nie jest. Jednakże pocieszające jest to, że chociaż sunia jest malutka to drzemie w niej ogromny potencjał i wola walki o swoje życie. Co w procesie powrotu do formy i normalnego życia jest najważniejsze.
W naturze chęć życia można by porównać z pozytywnym nastawieniem ludzi w walce z chorobą. Odpowiednie nastawienie oraz wiara w wyzdrowienie zwiększa szanse chorego. Z tym, że ludzie mogą liczyć na pomoc psychologów oraz psychiatrów, natomiast zwierzęta są zdane tylko na siebie. Zwierzęta albo posiadają wolę życia i siłę do walki o nie , albo w kryzysowej sytuacji się poddają i my bez względu na wysiłki z góry jesteśmy na gorszej pozycji. To prawo natury - naturalna selekcja, która sprawdza się na wolności w przypadku dzikich zwierząt.

Około dwutygodniowy kociak, dokarmiany przez ludzi dobrego serca w piwnicy trafił do nas z kocim katarem. W dniu pierwszej wizyty mimo tego iż był tak na prawdę kotem bezdomnym, jego stan nie był zły za wyjątkiem ropnej wydzieliny z oczu. Ogólnie był w dobrej kondycji, dobrze odkarmiony. Z rozmowy z Panią wynikało iż kociakiem zajmuje się jego mama, ale zważywszy na to w jakich warunkach mieszkają , zaraził się calciwirusem. Dostał leki, poproszono Panią aby w miarę możliwości zakrapiała chore oczka oraz troszkę dokarmiła kotkę. Na wizytę kontrolną miał pojawić się za dwa dni. No i przyszedł, jednak w ciągu tych 48 godzin jego stan zdecydowanie się pogorszył - serduszko bardzo wolno pracowało, miał problemy z oddechem ... wszystko to jego dalsze losy malowało bardzo niepomyślnie. W racji tego iż to jeszcze maleństwo, które ma przed sobą jeszcze całe życie, podjęto walkę o niego - leki, kroplówki, tlenoterapia, Pani która się nim zajęła miała go doglądać i przyjść z nim dnia następnego. I stał się cud. Następnego popołudnia Opiekunka przyszła z maluchem w pudełku który całkiem żywo reagował, stał na wszystkich łapkach , zupełnie odmieniony, silniejszy, żwawszy. Kolejny raz natura pokazała, że jest nieprzewidywalna.

Trzymiesięczny kociak stał się ofiarą dużego psa. Późną nocą został przywieziony do lecznicy w bardzo złym stanie - miał połamany mostek, żebra, powietrze zebrane pod skórą, duszność, przemieszczenie serduszka spowodowane złamaniami. Rokowanie było niepomyślne, jednak mimo to jego właściciel chciał dać mu szansę. Zatem udzielono maluchowi pomocy, został na obserwacji i ku zdumieniu wszystkich wczesnym rankiem zachowywał się jakby nic mu się nie stało, bawił się w inkubatorze, interesował się wszystkim co się wokół niego dzieje, wygłupiał się z michą z jedzeniem .... widać uznał, że to jeszcze nie koniec i pokaże wszystkim na co go jeszcze stać. Został na kilkudniowej obserwacji, w trakcie której co raz bardziej dokazywał i po czterech dniach wrócił do domu.


W jednym z wcześniejszych tekstów tak samo niezwykłym przykładem, której tutaj już przytaczać nie będę jest historia Goldena , któremu kilka razy udało się uciec nieuniknionemu .... Kochał życie , kochał swoją piłeczkę, dzięki swej radości i chęci życia udało mu się wywalczyć kilka miesięcy życia.

To tylko kilka przykładów, ale tak na prawdę po dłuższym zastanowieniu można by ich przytoczyć znacznie więcej. Jednakże myślę iż te wystarczą na to by udowodnić , że wola życia jest najważniejsza. Siła do walki o istnienie jest lepszym lekarstwem niż niejeden najdroższy specyfik. Tak jak nieraz mieliśmy okazję obserwować ile potrafi zdziałać motywacja do życia równocześnie byliśmy także świadkami tego jak zwierzęta mimo dobrego rokowania poddawały się, chociaż były jeszcze szanse na leczenie i powrót do zdrowia, to im się nie udało .... Nie udało się bo brakło im tak ważnej chęci życia.

Autor: Evela

Masz coś do dodania do tego artykułu. Chcesz dodać komentarz, czy uwagę, napisz do nas!
                                                                                                             na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.